Maja! Wyjrzyj przez okno! To pierwsze słowa, które wypowiadam zaraz po przebudzeniu. Prognozy sprawdziły się. Przez całą noc spadło kilkanaście centymetrów białego puchu i krajobraz za oknem wygląda zgoła inaczej niż wczoraj. Myślimy, że największa fala opadów jest już za nami. Jakże się mylimy!
Po chwili chmury zasnuwają niebo. Beskidy znikają z pola widzenia. Rozpoczyna się śnieżna zamieć trwająca kilkanaście minut. Takie naprzemienne fale opadów i rozpogodzeń będą trwały jeszcze przez kilka godzin. Musimy być przygotowani na wędrówkę w typowo zimowych warunkach.
Po porannym ogarnięciu się i spakowaniu, schodzimy do jadalni na śniadanie. Jajecznica to coś, czego nam było potrzeba. Na Hali Łabowskiej smakuje lepiej niż na Hali Rycerzowej. Mimo przerw w dostawie prądu, pobyt w schronisku będziemy miło wspominać. Klimat, jaki tutaj panuje, z czystym sumieniem mogę określić jako „górski” :).
Mamy nadzieję na poprawę pogody, lecz ta nie nadchodzi. Postanawiamy nie czekać w nieskończoność, lecz w końcu wyruszyć w dalszą drogę. Chcemy zostawić sobie nieco zapasu czasowego z uwagi na panujące warunki. Po godzinie 11 jesteśmy już na szlaku!
Nasza trasa biegnie następująco (kolor czcionki oznacza barwę oznakowania):
Hala Łabowska – Hala Pisana
Hala Pisana – Piwniczna-Zdrój